sobota, 27 sierpnia 2011

Wojsko

W trzecie i czwartej klasie technikum mieliśmy Przysposobienie Obronne , uczono nas strzelać z KBKSu, maszerować, czołgać się,zakładać maski i takie tam. Pół roku przed maturą do szkoły zaczęli zjeżdżać wojskowi z promowaniem wojskowych szkół wyższych.

Za najlepszą wówczas uczelnię w Polsce ( i to nie tylko wojskową) uchodziła wówczas Wojskowa Akademia Techniczna w Warszawie. Za namową wujka, absolwenta WAT, złożyłem tam papiery.  Przeszedłem wszelkie testy kwalifikacyjne i czekałem na pismo, gdzie i kiedy są egzaminy.

Dostałem pismo, które mnie powaliło.
„Obywatel nie spełnia kryteriów wymaganych od kandydata na WAT ”, tyle - żadnego komentarza.

Po kilku miesiącach dostaję wezwanie na komisję poborową w Lubaniu - chcę iść do wojska.

Dzień przed komisją pojawia się brat mamy, wojskowy, członek tej komisji, przyjeżdża z Lubania i kategorycznie stwierdza, że mnie odroczą. Muszę dopilnować przekazania gospodarstwa na Skarb Państwa, załatwić ojcu rentę, ponadto dyrektor PGR gdzie pracuję się nie zgadza.

Od trzech miesięcy jestem Kierownikiem Bazy Transportowej i głównym mechanikiem, podlega mi wszystko, co się kręci w PGR, łącznie z obibokami.   Jestem na stażu, ale dyrektor oficjalnie przedstawił mnie załodze jako kierownika, - w końcu jako jedyny w tym PGR mam maturę. Kieruję 23 pracownikami, mam księgową , zakład jest na rozrachunku ekonomicznym , - samochody , ciągniki , sprzęt specjalistyczny, - ponadto odpowiadam za eksploatację i remont całego sprzętu na trzech zakładach rolnych.  Czy się sprawdzam? można spytać jeszcze dziś moich byłych podwładnych, żyją i mieszkają w Olszynie.

Do wojska nie idę, odroczyli mnie do następnego poboru.

Na Akademii Rolniczej obowiązuje 3 letni okres szkolenia wojskowego, raz w tygodniu chodzimy w szynelach na ul. Bartla, potem obozy wojskowe i mają z nas zrobić oficerów rezerwy.

Po dwóch latach męczarni Jaruzelski przerywa szkolenia w Studiach Wojskowych i wszystkich z kategorią A kieruje do Wyższych Szkół Oficerskich na pół roku szkolenia w SOR (Szkoły Oficerów Rezerwy), następnie na pół roku dowodzenia w Zielonych Garnizonach ( promocja na stopień oficerski).

Kierują mnie do WSOWZmech we Wrocławiu na 17 kompanię. Jestem chyba jedynym z 180ciu   SOR-owców, który pilnie uczy się wszystkiego. Nie chcę na drugie pół roku trafić do Zielonego Garnizonu, chcę pozostać, jako dowódca plutonu w Szkole we Wrocławiu. Żona studiuje na Akademii Rolniczej,  ma jeszcze dwa lata, chcę być na miejscu.

W szkole może zostać tylko 6-ciu ze 180 podchorążych. Są tacy, którym jest wszystko jedno, ale jest wielu, którzy chcą pozostać we Wrocławiu, warunkiem jest zdanie wszystkich egzaminów na  5.

Najgorszy był egzamin z taktyki – drużyna, pluton czy kompania w obronie lub w natarciu, jeszcze dziś śnią mi się po nocach.

Udaje się, zostaję na uczelni , obiady jadam razem z pułkownikami i generałem (dowódcą szkoły) w kasynie.  Mieszkam z oficerami w wojskowym hotelu przy Nowowiejskiej, róg Reja.

Dostaję pluton żołnierzy ze Śląska -stare wojsko, 2-mce przed wyjściem do cywila. Okazuje się, że wcześniej służbę odpracowywali w kopalniach. Próbuję stworzyć  relacje na zasadach „świadomej dyscypliny”- totalna klęska – dochodzi do tego, że ja z kapralem własnoręcznie budujemy transzeję, a żołnierze z pasami poniżej brzucha, leżą przy okopach.

Przy okazji dowiaduję się, że w plutonie mam ludzi, którzy nie czują się ani Polakami ani Niemcami - są Ślązakami - dwóch naprawdę nie potrafi nic napisać po polsku, mówią i piszą po Śląsku i to tak, że trudno odczytać, o co chodzi.

To do nich jak ulał pasował dowcip o dowódcy plutonu i szeregu żołnierzy:
Dowódca: „Wy… ( tu epitety), komu się nie chce pracować, niech ma odwagę i wystąpi z szeregu”.   Wystąpiło kilkunastu, na miejscu pozostało dwóch.
- Wszyscy do paki, a wy dwaj, co chcecie robić?
- Nam Panie Poruczniku to nawet wystąpić się nie chce.

Jakoś doczekałem, aż poszli do rezerwy, następny pluton dostałem z Krosna Odrzańskiego.

Myślę, że zapamiętali mnie tak jak ja ich, żadna świadoma dyscyplina, - przez nogi do głowy.

Nauczyłem ich czołgania, strzelania, rzucania itp. Wszystko było oceniane przez przełożonych.

W pamięci pozostanie mi rzut granatem F1 (bojowym nie atrapą), który po rzucie w kierunku figury wybuchał. Były to ćwiczenia, które prowadziłem pod okiem majora. Jeden z żołnierzy wyciągając zawleczkę odbezpieczył granat, zamachnął się, ale granat nadal pozostał mu w ręce. Wymamrotał, że nie może rozchylić zaciśniętej dłoni (doświadczył coś w rodzaju skurczu)

Z emocji nie wiedziałem, co zrobić, byłem sparaliżowany tak samo jak on.

Wówczas wspaniale zachował się major, krzyknął, aby żołnierz nadal trzymał zaciśniętą rękę podszedł, spokojnie rozchylił chłopakowi dłoń przytrzymując jednocześnie swoimi palcami dźwignię granatu, tak, aby nie zwolnić iglicy. Przejął granat w swoją rękę i rzucił w figurę.

Ta sytuacja sprawiła, że nabrałem szacunku do wojska i wojskowych.

Był to jeden z najmocniejszych momentów w moim życiu.

Miałem propozycję, żeby zostać na zawodowego, zwłaszcza po promocji oficerskiej, ale ani ja się do tego nie paliłem ani oni specjalnie nie naciskali.

Przez następne 30 lat ciągali mnie po różnych Wojskowych Komendach Uzupełnień, w sumie wspominam to wszystko mile, miałem, co opowiadać ojcu, przy różnych uroczystościach rodzinnych. Tradycje wojskowe w rodzinie są bardzo żywe, sięgają roku 1848 i powstania styczniowego, Polskiej Organizacji Wojskowej, wojny polsko-rosyjskiej z 1920r. oraz ostatniej wojny (II Armia WP).

Kiedy na siłę robili ze mnie oficera  w  WSOWZMech, wreszcie dowiedziałem się, dlaczego nie zostałem dopuszczony do egzaminu na WAT. Podpułkownik (nazywał się chyba Janiszewski) pokazał mi moje papiery i notatkę z wywiadu środowiskowego, gdzie dowiedziano się, że miałem stryja w Brazylii, od którego ojciec otrzymywał listy.

Za czasów Gomółki takie rzeczy dyskwalifikowały przy naborze kandydatów , za Gierka już nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz